środa, 3 stycznia 2018

Było, a nie jest, czyli o pamiątkach przeszłości

Najfajniej się zrzuca jarzmo okupanta, najeźdźcy, zaborcy, tyrana. Podczas działań takowych można coś zburzyć, spalić, strącić, skazać na zapomnienie. A dopiero co takie coś było pomnikiem, upamiętnieniem, pamiątką.
Niemało zdjęć momentów burzenia i strącania mamy w pamięci zbiorowej. Na przykład pomniki Saddama z Tikritu lub Feliksa Dzierżyńskiego.
Mniejsze formy odchodzą szybciej są zapominane, a warto wiedzieć, że coś było.
Na przykład taka oto tablica w Krakowie, mieście z dwoma muzeami Lenina. Kto to Lenin? Chyba ktoś ważny, skoro wmurowano taką tablicę. Co z nią?
Źródło zdjęcia to samo co przy wpisie o ulicy Pstrowskiego w Krakowie.

Dlaczego publikuję to zdjęcie, bo historia w przeciwieństwie do propagandy, a nawet polityki historycznej zbiera wszystko. Poważni historycy, chyba wraz z historykami sztuki, wydają poważne, wielotomowe dzieło Corpus inscriptionum Poloniae. Zbiera się tam wszystkie dostępne napisy na epitafiach kościelnych, umieszczone gdzieś nad portykami itd. Ileż z nich zniknęło przez wieki i nie wiemy, kto, kiedy i za co był upamiętniony, uczczony. Czy napisy te zniknęły z powodu klęsk, zniszczeń, wojen czy może z powodu historycznych przemian i burz? Zbieranie ma sens. Dobrze, gdy napis ocaleje i zostanie przeniesiony choćby w mniej reprezentatywne miejsce, jak na przykład stało się w Końskich, gdzie coś bardzo średniowiecznego wmurowano w ścianę wieży dobudowanej w XX w. do kościoła pw. św. Mikołaja.



Kto chce bardziej filozoficznie spojrzeć na Kraków sprzed pierwszej wojny, może poczytać sobie wpis blogowy https://filozoficznykrakow.wordpress.com/2012/06/22/lenin-w-krakowie/
*Dla czujnych: nie propaguję zbrodniczego i totalitarnego ustroju komunistycznego.

wtorek, 2 stycznia 2018

Korona królów czy Korona Królów?

Gdyby komuś mało było sporów między opozycją, którą gołębia władza nazywa totalną, a władzą, którą gołębia władza nazywa totalizującą się, zawsze możemy się pokłócić o sensowność sojuszy na początku XIV wieku, a jeśli wiedzy historycznej nam nie staje, to przynajmniej o pisownię tytułu nowej produkcji TVP.
Właśnie w efektownej graficznie (mój syn też by tak chyba umiał) i przerażającej muzycznie czołówce widać dwa razy wielką literę K.
Tymczasem słowo królów powinno być od małej, bo nie ma żadnego uzasadnienia dla pisowni wielką. Zatem: Korona królów. Tak pisze sama TVP w materiałach o recepcji filmu:

Co innego Matka Królów — w tamtym filmie Król to było nazwisko bohaterów.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Stylizacja, parodia, wykwintny literacki żart

Poprawność stylistyczna to coś dużo więcej niż znajomość języka i posługiwanie się nim w celach komunikacyjnych. Znajomość stylistyki i stylów, konwencji, gatunków, typów wypowiedzi, elementów charakterystycznych dla sytuacji zapewnia pełniejsze rozumienie tekstów.
Spójrzmy na taki oto stylistyczny żart serwisu Aszdziennik.pl:
Pięćdziesiąt osób doznało pokrzepienia serc, a sumienia ponad stu uznaje się za ukojone. To bilans starcia, do jakiego doszło w pociągu Przewozów Regionalnych jadącym na akcję "Różaniec do granic".
Fani Tajemnic Bolesnych starli się z ultrasami Radosnych
– W pociągu z wiernymi z Warszawy ok. godziny 9:00 ktoś zaciągnął hamulec bezpieczeństwa i skład zatrzymał się na terenie diecezji poznańskiej - podała wielkopolska policja. – Z zabytkowego kościółka pod Wezwaniem Wniebowstąpienia Pańskiego wybiegła grupa blisko 80 praktykujących, przekazała pasażerom znak pokoju, po czym wdała się z nimi w regularną wspólną modlitwę.
Zdaniem świadków, były to sceny rodem z "Karola, człowieka, który został papieżem".
Ucieszy ten tekst tych, którzy rozpoznają w nim schematy stosowane w dziennikarskich relacjach o podróżach wiernych fanów swoich klubów piłkarskich po Polsce, czemu towarzyszą nieraz pełne napięcia, a nawet uwalniania skumulowanej energii spotkania z kibicami drużyn przeciwnika z danej kolejki ligowej lub innych, które jakoś tak od lat nie pałają do siebie sympatią.
Innych taki tekst wcale nie ucieszy, bo czytają oni pryncypialnie i nie podoba im się żonglowanie tematami sakralnymi. Żart żartem, ale woleliby, żeby modlitwa różańcowa, Kościół i Jan Paweł II nie byli elementami takich stylistycznych i semantycznych harców. Ale i oni, jeśli nie są pozbawieni wyczucia ojczystego języka, widzą, słyszą i czują, jak ten tekst jest skonstruowany. Ich sprzeciw wynika z zasadniczych, schemaątycznie przeze mnie opisanych przyczyn.
Są wreszcie tacy, którzy właśnie nie chwytają, w czym rzecz, i ani się nie gorszą, ani nie śmieją, bo widzą w tym przede wszystkim irytującą niedorzeczność.

Elitaryzm czy szkolna średnia

Łamią się z tymi problemami twórcy kabaretów i felietoniści, którzy chcą grać kodami kulturowymi, o których sądzą, że są wspólne Polakom, edukowanym przecież przez scentralizowany programowo system oświaty, oglądającym z grubsza te same filmy. Ostatnio jednak (niechybna oznaka starości) narzekają co poniektórzy, a ja z nimi, że ten wspólny język obrazów i odniesień ubożeje. Że być może dziś trzeba by tłumaczyć uczniom i studentom, dlaczego reklama „Ociec, prać” była śmieszna, więc skuteczna, wywołująca pozytywne skojarzenie z reklamowanym produktem.
Fraza „Ociec, prać” była czytelna, rozpoznawalna dla każdego. Ba, wciąż uważam, że taka powinna być, a kto nie wie, skąd to, powinien się wstydzić.
Ostatniego zdania nie napisałem zupełnie szczerze. Ilustruje ono, w jaki sposób dokonuje się włączanie w kulturę, niekiedy bazujące na wywoływaniu wstydu z własnej niewiedzy. Tu chęć dołączenia do tych, którzy wiedzą, o co chodzi, współtworzy impuls rozwojowy oparty na snobizmie.
Dziś czasy są inne. Mimo że łatwiej sprawdzić, nie zawsze się chce. Obiegów i kultur jest więcej, więc nieznajomość frazy z Potopu nikogo nie dyskwalifikuje. Zdarzają się nawet bezwstydne i zgoła nie patriotyczne (w dawnym stylu) ogłaszania, że nikomu do niczego taka wiedza potrzebna nie jest.
Z faktami się nie dyskutuje.

I na koniec zabawa

Kto to napisał? Czy dostrzegamy w poniższym tekście jakieś sygnały ze szkolnych lektur?
Wyżej rosły badyle, uparte i grube,
Przez lud prostaczy zwane „ziele belzebube”,
Jako że treść ich łodyg, we wrzątku sparzona,
Ma siłę wywoływać miłosne znamiona
I często, kiedy młodzian, doznając tęsknoty,
Wypije sok z tych liści, choć mętny, lecz złoty,
Doznaje ulgi cichej, jak kiedy rybitwy
Kołyszą się nad stawem, jak dymy modlitwy
W wiejskim, cichym kościółku, u którego ściana
Rdzą pokryta, jak w zacnym obrazie Tycyana. 
Oczywiście uprasza się o namysł indywidualny, a dopiero potem można poguglać.