piątek, 20 lipca 2018

Wow, łał, uau

Wow momenty, epickie przygody. Opisywana w mediach kampania reklamowa firmy Coca-Cola zawiera elementy językowe w polszczyźnie stosunkowo nowe, odczuwane przez wielu jej użytkowników w związku z tym jako:
1) niepotrzebne i/więc wstrętne,
2) modne i/więc atrakcyjne.
Na pewno nie są mdłe i nijakie, więc pochwalić można profesjonalizm branży reklamowej.
Na pewno angielskie wow jest swego rodzaju nowością. Przyjmuje się nie tylko brzmieniowo, ale i graficznie, bo nasze rdzenne oznaki radości, typu juchu! są dłuższe, a ortografię mają pewnie dyskusyjną. Wykrzyknienia, które nie są „pełnoprawnymi” słowami jak vivat / wiwat i hura, budzą wątpliwości racjonalistów i literatów, wskazują na, hm, przedpiśmienne korzenie niektórych naszych zwyczajów komunikacyjnych. Spontaniczne ryczenie z radości, wydawanie dźwięków, których nie umiemy zapisać, może budzić odrazę kulturalnej części naszej duszy, podatnej na snobizm, który natychmiast podsuwa angielskie wow jako wyjście światowe.
Epicka najpierw chyba była impreza (impra, dżampreza, melanż). Pisał już o tym kilkanaście lat temu Bartek Chaciński. Epic przyszło z nowojorszczyzny, zdaje się.
Ciekawe, jak długo wow przetrwa. Kto wie, może tak długo jak fajny — z półtora stulecia z perspektywą na dłużej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz